W kieszeni była żyletka... Zaczęłam się jej dokładnie przyglądać i obracać w palcach. Kilka razy się pokaleczyłam, ale jakoś się tym bardzo nie przejęłam. Zadzwonił dzwonek, który oznaczał, że zajęcia już się zaczęły. Uznałam, że nie pójdę na tą lekcję, bo nie chcę spotkać "Barbie". Schowałam żyletkę z powrotem do kieszeni. "Jeszcze nie teraz"- pomyślałam. Po 15 minutach postanowiłam wyjść z kabiny, żeby zobaczyć jak tragicznie wyglądam. Podeszłam do lustra i zaczęłam poprawiać makijaż, który trochę mi się rozmazał, gdy płakałam. Po 10 minutach było już wszystko w porządku. Uznałam, że odpuszczę sobie ostatnią lekcję, którą było wychowanie fizyczne. Pewnie i tak bym nie ćwiczyła, więc co to za różnica, czy zostanę w szkole, czy zrobię sobie małe wagary. Wyszłam ze szkoły tylnym wyjściem, żeby nikt nie zauważył. Uznałam, że przejdę się do parku. Po 10 minutach byłam w moim ulubionym miejscu. Był najbardziej oddalony w całym parku i nikt nigdy tam nie chodził. Siad
Komentarze
Prześlij komentarz