ROZDZIAŁ 6

Spacerując po parku, rozmyślałam o wszystkim i o niczym. Na przykład o tym, gdzie teraz będę mieszkać. Do domu nie chcę na razie wracać. Nagle mnie olśniło... Może pójdę na kilka dni do hotelu? Szybko wyciągnęłam z torby portfel i sprawdziłam jego zawartość. Niestety jak szybko mój entuzjazm się pojawił, tak szybko znikł. W portfelu było tylko kilka dolarów i moje dokumenty. Ehh... no i co ja teraz zrobię? Postanowiłam, że na razie pójdę do parku. Może tam coś wymyślę. No i znowu wracamy do tego miejsca. Podeszłam do drzewa tam, gdzie TO się stało. Nigdzie już nie było śladów krwi, bo w nocy padał deszcz. Nagle coś błysnęło pod jednym z wystających korzeni drzewa. Podeszłam bliżej i przykucnęłam. Sięgnęłam ręką po przedmiot. Tak dokładnie....to była moja żyletka. Zaczęłam się jej przyglądać. Wzięłam i schowałam ją do bocznej kieszeni torby. To będzie taka jakby moja "pamiątka". O ile pamiątką można nazwać coś, przez co już  dawno mogłoby nie być mnie na tym świecie. Po kilku minutach wreszcie ruszyłam z tamtego miejsca. Usiadłam na najbliższej ławce i wyciągnęłam z mojego "bagażu" szkicownik. Nie wiem, czy wspominałam, że lubię rysować i nawet nieźle mi to wychodzi. Przede mną, jakieś 10 metrów ode  mnie znajdowała się stara, zaniedbana fontanna. W jakiś sposób ona mnie zainteresowała. Szczerzę mówiąc trochę przypomina mnie. No bo ja też zostałam opuszczona przez ludzi i również tak jak ona jestem wyniszczona. Tyle, że ona tylko fizycznie, a ja na dodatek jeszcze psychicznie. Gdy skończyłam rysować, wszędzie było już ciemno. Popatrzyłam na zegarek w telefonie i zorientowałam się, że jest już po 22. Ehh...i co? Nawet nie pomyślałam, gdzie będę spać. Chyba będę musiała dzisiejszą noc spędzić tutaj. Kurcze jedyny minus jest taki, że robi się coraz chłodniej. A ja mam na sobie tylko bluzę...właśnie! Muszę ją mu oddać...tylko jak? Nie chcę go spotkać, chociaż w sumie? Po chwili, zobaczyłam zbliżającą się do mnie osobę w kapturze na głowie. Trochę się przestraszyłam, bo postać była coraz bliżej mnie. Powoli wstałam z ławki i jak najszybciej mogłam zaczęłam uciekać. Czułam, że ta osoba biegnie za mną i mnie dogania. Próbowałam przyśpieszyć, ale niestety moja słaba kondycja dała o sobie znać. Zaczęłam zwalniać, a już sekundę później ręka nieznajomego znalazła się na moim ramieniu. Natychmiastowo zesztywniałam. Nigdy jakoś szczególnie nie lubiłam, gdy ktoś mnie dotykał. W szczególności, kiedy była to osoba, której nie znam. Próbowałam się wyrwać, ale to nic nie dało. Jakie było moje przerażenie, ale również zaskoczenie, gdy chłopak zamknął mnie w żelaznym uścisku. 
-Cii...Już spokojnie. To tylko ja.- rozpoznałam w nim głos Carlosa.
-Matko! Człowieku! Wiesz jak ja się przestraszyłam?! I weź mnie już puść!
-Okej! Już, już.- zrobił o to co go poprosiłam- A tak w ogóle.. Nie powinnaś być jeszcze w szpitalu?- zapytał
-Nie, już dzisiaj mnie wypuścili.- spuściłam głowę na dół.
-Ahmm...a tak właściwie co ty tu robisz? Jest już bardzo późno i zimno.
-A właśnie! Chyba mam twoją bluzę, a ty moją.- próbowałam szybko zmienić temat.
-No tak! Rzeczywiście, ale nie odpowiedziałaś mi na pytanie.- patrzył na mnie przenikliwie.
-Yyy...ja-a...poszłam się tylko przespacerować.- zaczęłam się jąkać i kłamać.
- Mhmm, a ja jestem Święty Mikołaj.- zaśmiałam się cichutko pod nosem.- Mi możesz wszystko powiedzieć.
-Ale ja na prawdę nie kłamię!- próbowałam być jak najbardziej wiarygodna.
-Dobra czyli sytuacja jest taka... Rano wyszłaś ze szpitala, po czym uznałaś, że nie wrócisz do domu i do swojego ojca alkoholika. Więc postanowiłaś, że zanocujesz w jakiś hotelu, ale nie masz wystarczająco pieniędzy. Dlatego teraz chodzisz po parku i szukasz jakiejś ławki, na której możesz przenocować, Czyż nie? - stałam, patrząc mu w oczy z otwartą buzią. Co on jasnowidz? 
-Halo, Nina! Żyjesz?!- zaczął mi machać ręką przed twarzą. 
-Tak, żyję. Ale skąd ty to wszystko wiesz?- zapytałam dalej oszołomiona.
-Znikąd... Po prostu się domyśliłem. Zgaduję również, że jesteś głodna, prawda?
-Nie!- i jakby na zaprzeczenie moich słów, zaburczało mi głośno w brzuchu. 
-Dobra nie ma co mówić- chłopak złapał mnie za rękę- Idziemy!
-Ale gdzie?- zapytałam, próbując dorównać kroku Carlosowi.
-Do mnie. Musisz coś zjeść i przede wszystkim ogrzać- gdy tylko to usłyszałam, zatrzymałam się, a zaraz koło mnie Los ze zdezorientowaną miną .

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

PROLOG

ROZDZIAŁ 1

ROZDZIAŁ 2